literature

Carnivale

Deviation Actions

KapitanSuprisePL's avatar
Published:
389 Views

Literature Text

Nocne niebo zabłysło tysiącem barw, a spokój wieczoru zakłócił wszechobecny huk. Ludzie tańczyli w ekstazie, a muzyka grała radośnie. Był karnawał. Wenecki karnawał. Czas, gdy ludzie przybierają maski.

Giovanni podążał alejkami Wenecji, jak zwykle nie rozumiejąc fenomenu zdarzenia. Była to jednak ciekawa sposobność, by spojrzeć na bogactwo kolorów i dźwięków jakie zwykle towarzyszyły temu wydarzeniu. Giovanni kochał Wenecję. Nie mógł jednak pojąć tego, iż miasto tak zacne, fascynujące i klimatyczne znalazło się w tak nieciekawym położeniu. Od dawna bowiem słyszało się pogłoski o tym, jakoby Wenecja staczała się na dno, rządzona decyzjami zamożnych kupców i skorumpowanych dożów. Mimo przemian społecznych, rozkwitu renesansowej myśli w Italii i rozwoju sztuki, cały kraj toczony był przez najgorszą chorobę: korupcję i interes jednych, na niekorzyść drugich.

Gdy doszedł na Plac Św. Marka, Giovanni jak zwykle zamarł w zachwycie. Bogactwo koloru było większe niż zapamiętał, a huk i gwar był jeszcze bardziej nieznośny. Ludzie wirowali, kręcąc kolorowymi szatami, śmiech niósł się echem pomiędzy mistycznymi zakamarkami miasta, a zabawa szła w najlepsze.
Z zamysłu wyrwało go uderzenie innego ciała, młodego mężczyzny w prostej, białej masce. Kiedy wstał, ukłonił się, mówiąc:

-Scusate, Doctore

Giovanni również ukłonił się młodzieńcowi. Nie zdziwiła go uwaga o jego domniemany zawód, ubrany był w charakterystyczny strój doktora: czarny kapelusz, długa czarną skórzaną szatę i rozpoznawalną, białą maskę z ptasim dziobem. Nie lubił trefić się w kolorowe szaty i pióra, uważał to za zbyteczny pokaz pychy i możliwości finansowych.
Przeciskając się przez tłum przyglądał się Bazylice Św. Marka, jak zwykle zachwycając się jej pomysłem architektonicznym i kunsztem wykonania. W międzyczasie obserwował wnikliwie tańczących ludzi. Niektórzy mieli na sobie bogate jedwabie i złote zdobienia na maskach, podczas gdy inni zadowalali się starymi szmatami i maskami z gliny. Nie to najważniejsze było tego wieczoru. Był karnawał, każdy przybierał maskę.

Pomiędzy kolumnami bazyliki dostrzegł parę, bogato ubraną w kolory mocno stonowane, jednak materiał z którego wykonano ubiór nie dawał złudzeń co do ich statusu majętnego. Po chwili dostrzegł, jak ręką pełna pierścieni zagłębia się w dekolt kobiety. Ta, odpowiadając wesołym śmiechem, prawdopodobnie będąc w stanie upojenia, oplotła go swoją noga wokół biodra. Po paru minutach, będąc już nago, wyłącznie w maskach, zajmowali się przyziemnymi przyjemnościami świata doczesnego. Jęki rozkoszy dało się słyszeć mimo muzyki i huku kolorowych ogni. Giovanni nie będąc człowiekiem, który interesuje się przyjemnościami innych, odwrócił czym prędzej wzrok, znajdując oparcie w widoku dzwonnicy św. Marka. Strzelista budowla na tle kolorów, jakie roztaczały się na atramentowym niebie dawała piorunujące wrażenie, któremu mężczyzna nie mógł się oprzeć. Architektura Wenecji napawała Giovanniego dumnym przekonaniem, iż miasto to bardziej zasługuje na miano „Wiecznego” niż Rzym. Niesprawiedliwość dziejów. Nie to jednak zajmowało głowy ludzi balujących na placu św. Marka. Był karnawał, czas kiedy ludzie przybierają maski.

Ekstaza tańca pulsowała w żyłach ludzi zgromadzonych podczas świętowania. Wino się lało, suknie i szaty falowały. Śmiech. Obrót w lewo, w prawo, zmiana partnera. Szaleństwo. Istne szaleństwo wśród kolorów tęczy utopionych w atramencie. Lampiony migają tysiącem kolorów, wprawiając w szał zabawy ludzi. Nie umieją się pohamować, krew w ich żyłach buzuje. Giovanni nigdy nie znajdował w tego typu zabawach tego, czego szukał. Relaks mu dawał spokojny wieczór nad książką, z widokiem na roztaczające się u wybrzeży miasta Morze Śródziemne. W widoku laguny Giovanni odnajdował największe ukojenie. Kochał morze, gdy tylko mógł rozkładał sztalugę, przygotowywał pigment i mieszał go z olejem, zbijał ramę, rozciągał płótno, gruntował i dawał się ponieść fantazji. Nie tworzył dzieł na miarę Giorgione, Tycjana czy Veronese, lecz on i jego przyjaciele zachwycali się ich pięknem prostoty i świetną grą świateł. Nie sztuka jednak zajmowała głowy zebranych na placu, wirujących z spazmatycznym tańcu. Był karnawał, czas masek i zabawy.

Gdzieś w oddali, gdzie rozlewano wino, trzech mężczyzn w prostych białych maskach zaczęło dobierać się do dziewczyny w skromnej sukni i masce, zakrywającej twarz tylko od nosa do czoła. Jej włosy spięte były w gruby, kasztanowy warkocz. Mężczyźni, sądząc po zachowaniu podchmieleni, zdawali się być głusi na protesty dziewczyny i tłumaczenia, iż ma już narzeczonego. Giovanni miał już zareagować, jednak w całym tym tłumie znów kto na niego wpadł, tym razem nie przepraszając nawet. Kiedy wstał i otrzepał ubranie z kurzu, dziewczyny ani mężczyzn już nie było. Miał nadzieję, że skutecznie im odmówiła…

Kuszony wdziękami dwóch zacnych niewiast, postanowił oddać się tańcowi. Był karnawał, każdy przybierał maski. A jego maska nie musiała być dosłowna, co i także metaforyczna. Giovanni mógł teraz być każdym: księciem, kupcem, dożą lub księdzem. To nie miało znaczenia. Był karnawał. Czas masek i ułudy.

Najpierw z jedną. Blondynka o pięknych, dużych oczach. Niewysoka, ale bardzo piękna. Gdy wiruje, Giovanni czuje, że wiruje cały świat. Jest w pięknej, błękitnej sukni, która falą falban wprawia patrzącego mężczyznę w ekstazę. Zmęczenie. Giovanni gasi pragnienie dwoma porcjami wina, po czym zaczyna tańczyć z drugą. Wysoka, jej włosy w kolorze ognia. Oczy pięknie, szmaragdowo zielone szklą się w blasku księżyca i kolorowych ogni. Wirują. Świat tańczy razem z nimi, nie przejmując się jutrem. Jej piękna suknia w kolorze wiosennej trawy otula go wirem fal. Czuje, jak ogarnia go co raz większy szał tańca. Jak ludzie obok, nie może się powstrzymać, znajduje się w transie. Kolejne trzy porcje. Tańczy z obydwiema. Świat wiruje, nie martwi się jutrem. Kobiety pozwalają sobie na większą swobodę, kusząc go wdziękami. Giovanni czuje jeszcze większą ekscytację. Teraz jest panem życia, wszystko należy do niego. Świat wiruje. Nie martwi się jutrem. Kolejne porcje wina.

Ciemność.

Budzi się nazajutrz, z dwiema kobietami z łożu. Obydwie są nagie i tak samo piękne jak zapamiętał je Giovanni. Całuje każdą z nich w czoło, wstaje powoli. Idzie się golić, patrząc przez okno na lagunę o wschodzie. Bogactwo kolorów jest inspirujące. Jeszcze dzisiaj namaluję obraz, pomyślał. Po ogoleniu brody, postanowił wrócić do prozy życia, przy okazji wykorzystując towarzystwo pięknych dam jeszcze kilka razy. Zawsze przystawały na propozycję miłym uśmiechem.


Nie mógł wiedzieć, że młodzieniec, który na niego wpadł, wkrótce potem, w pijackim transie, zakatował swoją partnerkę na śmierć, a jej pobite ciało zostawił w ciemnej alejce, wracając do picia z przyjaciółmi. Nie wiedział, że para która kochała się w cieniu św. Marka była księdzem i zakonnicą, do tego przyjaźniącymi się od wielu lat. Nie podejrzewał, że trzej mężczyźni, którzy zaczepiali młoda dziewczynę, to jej brat, ojciec i dziadek, którzy w ciemnym zaułku ją zgwałcili, zabili, a jej ciało wrzucili do Canale Grande. Nie mógł wiedzieć. W końcu był karnawał, a karnawał to czas masek… i ułudy…
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In